W poprzednim wpisie była mowa o trującej mocy pochwał. Ponieważ zainteresowanie tym tematem jest duże, zaplanowałam kilka wpisów o pochwałach, w oparciu o konkretne przykłady. Dziś pierwszy z nich. Na początek refleksja. Pochwała to werbalna nagroda. Alfie Kohn używa określenia: “werbalne kruche ciasteczko.” Pochwały zawsze mają czemuś służyć. Zakładają jakiś CEL. Jest to NASZ CEL, nie cel dziecka. Używamy ich, by pokierować jego zachowaniem. Zobaczcie, to my chcemy pokierować zachowaniem dziecka, a nie pomóc dziecku samemu pokierować swoim zachowaniem. Akcent jest tu położony na nas, nie na dziecku. Czyżby dlatego, że brak nam zaufania, że mały człowiek jest w stanie dokonywać własnych wyborów? Czy może obawiamy się, że bez naszego kierownictwa te wybory będą nie po naszej myśli? Że dziecko wybierze “źle”? Czy nie jest to brak poszanowania dla autonomii dziecka? Czy dziecko ma szansę na bycie autentycznym, bycie sobą, jeśli ktoś coś mu narzuca zamiast stworzyć mu warunki do dokonania jego własnego wyboru? Czy my, dorośli, chcielibyśmy, by ktoś naprowadzał nas i wmanipulowywał nas w swoje odczucia i swoje sposoby działania? Metodą kija i marchewki? Czy nie lepiej by było, gdyby ktoś stanął obok nas i w miejsce narzucenia nam swojego punktu widzenia, swojego systemu wartości, swoich odczuć, pozwolił nam na nasze własne odczucia i działanie zgodne z nimi? Dziecko to mały, bo mały, ale CZŁOWIEK.
Przyjrzyjmy się pochwale: “Dzielny chłopiec! Nie płakał u dentysty!” Nasze intencje: chcemy wzmocnić dziecko i spowodować, by w przyszłości nie płakało u dentysty lub w innych miejscach publicznych. Mamy cel, jakim jest pokierowanie zachowaniem dziecka. Poprzez tę pochwałę oceniamy zachowanie dziecka pozytywnie. Tyle że ocena stwarza w dziecku poczucie, że jest na cenzurowanym i przekierowuje jego uwagę z obserwacji siebie i wyciągania WŁASNYCH wniosków ze swojego AUTENTYCZNEGO zachowania na obserwację tego, w jaki sposób jest oceniane i co się o nim mówi. Dziecko zaczyna inaczej funkcjonować. Zaczyna dostosowywać swoje zewnętrzne zachowanie do opinii innych, chcąc zasłużyć na pochwałę, czyli akceptację. Przestaje działać w zgodzie z sobą, z czasem zafałszowując siebie, a w zamian za to robi to, czego się od niego oczekuje, co mu przyniesie pochwałę. Nie uczy się dokonywania własnych wyborów w konkretnych sytuacjach i analizowania ich skutków. W okresie nastoletnim najprawdopodobniej będzie inne w domu, a inne w środowisku rówieśników.
Co myśli dziecko: gdy się boję, gdy coś mnie boli i chce mi się płakać, to trzeba te emocje schować. Bo to źle, gdy płaczę, skoro za niepłakanie jest pochwała. Coś jest nie tak z tym wyrażaniem emocji. Nie wszystkie widać są pożądane, skoro nie wszystkie zasługują na pochwałę. Następnym razem, gdy coś mnie zaboli lub będę się bać, będę udawać, że jestem dzielny. Bo gdy chce mi się płakać, to znaczy, że nie jestem dzielny, nie radzę sobie. Coś jest ze mną nie tak. Gdy płaczę, nie zadowalam rodziców, bo mnie wtedy nie chwalą. To znaczy, że nie akceptują mnie w takich warunkach. “Nie akceptują,” czyli “nie kochają.” Jestem osobą, która czasem zasługuje na akceptację/miłość, a czasem nie.
Oczywiście, dziecko nie przeprowadzi w sobie takiego dyskursu, bo nie zna jeszcze odpowiednich słów i pojęć, ale tego typu myśli w formie odczuć odcisną swój ślad na jego psychice. Dzieci mają świetną intuicję i od pierwszych chwil życia są szczególnie wyczulone na to, czy są kochane bezwarunkowo, czy nie.
Co zamiast pochwały: możemy nic nie mówić na temat płaczu. W zamian za to, możemy zapytać dziecko, jak się czuło, co odczuwało. Wysłuchać, bez oceniania. Jeżeli dziecko po raz pierwszy nie płakało u dentysty, dajmy mu przestrzeń, by samo o tym powiedziało. Jeśli nie poruszy tego tematu, gdyż nie jest to dla niego osiągnięciem, uszanujmy jego punkt widzenia zamiast narzucać mu swój i nie poruszajmy tego wątku. A jeśli jest on dla nas aż tak bardzo ważny, możemy stwierdzić OBIEKTYWNIE, bez oceny: “po raz pierwszy nie płakałeś u dentysty.” Jeżeli bardzo nas to cieszy, to podzielmy się z dzieckiem tą radością. Tu zachowajmy jednak czujność. Pochwały tkwią w większości z nas głęboko. Dlatego warto zbadać swoje intencje: czy faktycznie chodzi nam o podzielenie się z dzieckiem sobą i swoją radością, czy też chodzi nam o to, by jednak wywrzeć na dziecko wpływ. Jeśli chodzi nam o wpływ, lepiej nic nie mówmy.
Możemy też porozmawiać o tym, co dentysta zrobił i dlaczego. Dziecko poczuje się wtedy obdarowane niewartościującą uwagą, potraktowane poważnie, po partnersku, jak CZŁOWIEK, co na pewno wpłynie pozytywnie na jego poczucie własnej wartości i godności i to, jak patrzy na siebie.
A co, gdy dziecko płacze, gdy np. usłyszy, że ma pójść do dentysty? Pozwolić mu na to. Towarzyszyć mu w tym, być obok i nade wszystko nie oceniać. Obserwować, czy potrzebuje ono naszego przytulenia, czy pocieszających słów, czy nie. Możemy powiedzieć o czymś, co jest faktem, bez oceny: “płaczesz, bo Cię boli/płaczesz, bo się boisz.” Pamiętajmy też, że dziecko nie zawsze chce przytulenia. Może chcieć poradzić sobie z emocjami samo, bez wsparcia. Dziecko ma w sobie mechanizm samoregulacji i wie najlepiej, w jaki sposób poradzić sobie z takimi emocjami. Wie lepiej niż my. Jeśli będzie potrzebowało naszego wsparcia, da nam o tym znać. A jeśli nie, pozwólmy mu na jego własne przeżycie tej trudnej sytuacji, na jego zasadach. Tu nie ma reguły. Niezawodne są tylko obserwacja i intuicja. Jak inaczej dziecko nauczy się, że w życiu poza radością i szczęściem jest też miejsce na ból i łzy?
I na koniec Jesper Juul, duński terapeuta rodzinny i pedagog, uznany za autorytet w swojej dziedzinie na całym świecie: “Rodzice, którzy regularnie chwalą swoje dzieci oddają im niedźwiedzią przysługę, bo one później nie potrafią zaakceptować, że życie może sprawiać ból, że człowiek może być rozczarowany i zły. Są jak pianiści, którzy w fortepianie akceptują tylko białe klawisze.”