Nie każda instytucja nosząca nazwę “Montessori” jest prawdziwie montessoriańska. Niestety, pojawiają się na naszym rynku żłobki, przedszkola i szkoły, które poza słynnymi pomocami/materiałami Montessori niewiele mają wspólnego z filozofią i koncepcją założycielki. Dziś wpis gościnny, w którym Aleksandra opowie swoją historię o prawdziwej i nieprawdziwej szkole Montessori.
Odkąd urodziło się moje dziecko marzyłam dla niego o szkole Montessori, ponieważ, pracując w przedszkolu, szkole podstawowej oraz w gimnazjum, wyrobiłam sobie dość krytyczną opinię na temat konwencjonalnego systemu edukacji, który generuje wiele błędów, m.in. brak respektowania potrzeb rozwojowych, motywowanie zewnętrzne, nauczanie oparte na pamięci intelektualnej, ciągłe egzekwowanie wiedzy, zupełne pomijanie kompetencji osobowościowych i społecznych. Konsekwentnie zatem szukałam w pobliżu placówki Montessori. Teraz codziennie wstaję z poczuciem satysfakcji i błogą świadomością, że nie mogłam zainwestować lepiej w rozwój mojego dziecka. W “naszej” szkole Montessori stawia się bowiem przede wszystkim na kształcenie zgodne z metodą Montessori, a całość założeń oparta jest na budowaniu motywacji wewnętrznej. Z tego względu nie ma ocen, sprawdzianów, dzwonków (które wymuszałyby przerwanie ciekawej pracy), jak również podręczników ani zeszytów, ponieważ dzieci piszą na przygotowanych kartkach, co ma wyeliminować element zniechęcenia świadomością konieczności zapisania całego zeszytu. Ponadto uczniowie nabywają wiele kompetencji społecznych: obserwuję, jak czują się za siebie odpowiedzialni, jak przypominają sobie na przykład o ubraniu czapki lub niedokończonym zadaniu, jak pokazują sobie zrealizowane projekty oraz dokonują codziennie na “conference” razem z nauczycielem wyboru materiałów, na których będą pracowali (każda pomoc realizuje konkretną część programu nauczania). Wybór zostaje zapisany i opatrzony podpisami dziecka i nauczyciela, co stanowi rodzaj osobistego zobowiązania. Środowisko Montessori jest poprawnie zorganizowane i obejmuje odpowiednio wyposażoną salę, w której nie ma biurka dla nauczyciela ani tablicy, lecz ławeczki ustawione przy ścianach, aby dzieci koncentrowały się na materiale, z którym chcą pracować, dwa większe stoliki ustawione na środku, umożliwiające mile widzianą pracę grupową, oraz regały z pomocami Montessori, opisane zgodnie z zakresem tematycznym, którego dotyczą. Nauczycielki stosują wytyczne metody szanując potrzeby rozwojowe dzieci. Przykładem takiego podejścia są zebrania, na których każdy może zgłosić “wniosek formalny”. Tak moje dziecko zainicjowało przynoszenie własnych książek do indywidualnego czytania oraz zabawek w piątek, którymi uczniowie mogą się zająć od godz. 15.00. Dzieci jedzą śniadanie, gdy zgłodnieją, robiąc sobie indywidualne przerwy; obiad z kolei jest po powrocie z dworu, ponieważ codziennie korzystają ze świeżego powietrza, bez względu na pogodę. Dyrektorka, która jest jednocześnie nauczycielem wiodącym, odbyła trzyletnie studia montessoriańskie w macierzystym ośrodku AMI, a nasze rozmowy i moje obserwacje nieustannie przekonują mnie, że jest świadoma metody oraz właściwie wprowadza ją w życie. Moje dziecko chętnie pracuje, mając opinię osoby inteligentnej oraz pozytywnie nastawionej do otaczającej je rzeczywistości.
Niestety w Polsce szkoły Montessori rozpoczynają dopiero swoją działalność, co może skutkować licznymi błędami dydaktycznymi oraz metodycznymi. Na początku moich poszukiwań natrafiłam na mającą powstać od września szkołę podstawową. Rozmowa z dyrekcją oraz z nauczycielką prowadzącą przebiegła pomyślnie, dlatego rozpoczęliśmy naukę. Szybko jednak okazało się, że stosowane metody nie pokrywają się z założeniami dydaktycznymi i pedagogicznymi systemu Montessori. Wskazywały na to następujące fakty: dzieci oprócz pracy indywidualnej na materiałach montessoriańskich miały również pracować na podręcznikach klasycznych, za niewykonanie jakiegoś zadania otrzymywały kary w postaci braku wyjścia na świeże powietrze (system zakłada brak kar i nagród), a jedną ze stosowanych metod wychowawczych był sąd koleżeński, w ramach którego dzieci w ciągu tygodnia pisały na siebie wzajemnie skargi i następnie wrzucały je do przygotowanego pudełka. Raz w tygodniu odbywało się spotkanie, podczas którego skargi te były czytane w celu rozliczenia “na forum” konkretnego dziecka ze wskazanego na kartce zachowania. Zaobserwowałam również że dzieci szantażują się wzajemnie napisaniem skargi oraz że dość niechętnie korzystają z pomocy Montessori (szczególnie młodsze nie chciały pracować z nauczycielką wiodącą na etapie wprowadzania materiału). Od połowy września nauczycielka konsekwentnie informowała mnie o tym, że moje dziecko również nie chce pracować na pomocach i że martwi się, że nie zrealizuje podstawy programowej, gdy tymczasem właśnie system Montessori pozwala na stopniowe i indywidualne realizowanie programu na przestrzeni trzech lat szkolnej edukacji. Moje zdziwienie wzrastało… W ramach zaangażowania w wyjaśnienie powyższych kwestii, na które nie mogłam przystać z powodu niezgodności z założeniami systemu Montessori, zostałam zaproszona na ów “sąd koleżeński.” Niestety niekompetencja nauczycielki w ramach relacji interpersonalnych była porażająca, brak umiejętności rozwiązywania konfliktów w ramach porozumienia bez przemocy, brak dystansu wobec omawianej sytuacji, brak obiektywnego podejścia do potrzeb i motywacji obu stron (gdy jedno z dzieci zepsuło kwiatek zrobiony z krepy, ponieważ chciało zobaczyć jak został zrobiony, pominięto kwestię zainteresowania i potrzeby poznawczej). Aby nie opierać się jedynie na własnej wiedzy i doświadczeniu pedagogicznym, sprawę tegoż sądu skonsultowałam z psychologiem dziecięcym, socjologiem, pedagogiem oraz dwoma dyrektorkami innych placówek Montessori w kraju. Odpowiedzi były jednoznaczne: szkodliwy element sztucznie wygenerowanego zawstydzenia na forum oraz odwlekanie dojścia do porozumienia w czasie są na tym etapie rozwoju niewłaściwe, potencjalnie stresogenne i niezgodne z założeniami pedagogicznymi Marii Montessori. W międzyczasie dowiedziałam się nieoficjalnie, że nauczycielka prowadząca nie ma przygotowania montessoriańskiego, koniecznego do prowadzenia edukacji Montessori z dziećmi w wieku 6-12 lat, co prawdopodobnie było źródłem niedoceniania pracy w grupie (ponieważ dzieci miały pracować jedynie indywidualnie) oraz nieumiejętnego motywowania do pracy. Miejsce to uważam za niepoprawnie prowadzone głównie z powodu braku kompetencji oraz konsekwentnego realizowania założeń dydaktycznych i pedagogicznych Montessori. Pomoc, którą uzyskałam w środowisku zawodowym, pozwoliła mi w miarę szybko zweryfikować metodykę tej placówki. Wiele bowiem zależy zatem od kompetencji nauczyciela montessoriańskiego oraz świadomości dyrektora placówki, odnoszącej się do samej metody.
Aleksandra
Ciekawe uwagi-trafne,dziękuję za artykuł.
Cieszę się, że oceniasz artykuł jako przydatny 🙂
Jak sprawdzić, czy placówka , do której zamierzamy posłać nasze dziecko jest właściwie prowadzana. Z wykształcenia jestem ekonomistą, a mąż programistą, więc oboje jesteśmy bardzo dalecy zawodowo od pedagogiki, psychologii czy socjologii. Czy placówki podające się za montessoriańskie mogą posiadać jakieś certyfikaty, a pedagodzy? W miasteczku, w którym mieszkamy jest taka placówka żłobek + przedszkole + szkoła podstawowa. Jak ich sprawdzić?
Z góry dziękuję, za wszelkie porady.