Pewnego razu, będąc w ogrodach Rzymu w Pincio Maria Montessori zobaczyła mniej więcej półtoraroczne, roześmiane dziecko. Zbierało ono z wielkim skupieniem i trudem pomieszanym z radością piasek z alejki, którym napełniało wiaderko przy użyciu łopatki. Opiekę nad dzieckiem sprawowała troskliwa, czuła i najwyraźniej inteligenta opiekunka (wówczas mówiło się na nią: bona). Gdy nadszedł czas powrotu, opiekunka zaczęła namawiać dziecko do tego, by zostawiło swoją PRACĘ (Maria Montessori nazywała każdą celową aktywność dziecka jego PRACĄ) i wsiadło do wózka. Ono nie słuchało. Niania, nie chcąc sprawić mu przykrości, sama napełniła wiaderko piaskiem, po czym wsadziła dziecko i wiaderko do wózka. Jakież było jej zdziwienie, gdy dziecko zaczęło krzyczeć i głośno protestować przeciw PRZEMOCY i NIESPRAWIEDLIWOŚCI. I konflikt gotowy. Ona pewna, że uszczęśliwiła podopiecznego (w końcu pomyślała o tym, żeby dziecko miało wiaderko pełne piasku), poczuła się niedoceniona. Ono, z kolei, poczuło się głęboko niezrozumiane, pominięte i potraktowane niesprawiedliwie. W małym sercu powstała uraza.
Ta sytuacja miała miejsce ponad 100 lat temu, ale czy nie jest ona uniwersalna? Wystarczy udać się do parku, czy na plac zabaw, by zobaczyć mnóstwo tego typu zdarzeń.
A może chodzi tu o to, że dziecko jest po prostu uparte, egoistyczne i nie chce zrobić tego, co chce dorosły? I tak, i nie. To zależy od punktu widzenia.
Spróbuję sobie teraz wyobrazić, że mam około półtora roku. Jestem w parku. Mam wiaderko i łopatkę, którą zbieram piasek i wsypuję do wiaderka. Jakie wykonuję ruchy? W skali makro: kucam (pracują mięśnie nóg), nachylam się lekko do przodu (pracują mięśnie tułowia), ćwiczę równowagę; nabierając piasek na łopatkę i wysypując go do wiaderka, wykonuję ruch całym ramieniem. Wstaję (pracuje całe moje ciało), przemieszczam się i znowu kucam. Ćwiczę tzw. motorykę dużą.
W skali mikro: w ręce trzymam łopatkę. Pracują mięśnie dłoni. Wzmacniam je, trzymając łopatkę. By nabrać piasek, wykonuję ruch nadgarstkiem. Kolejny ruch nadgarstkiem przed wsypaniem piasku i znowu obracam nadgarstek. Dbam o PRECYZJĘ RUCHU, by nie rozsypać piasku.Cały czas ćwiczę też koordynację ruchów oraz koordynację oko-ręka. Jako dziecko około półtoraroczne nie mam jeszcze wykształconej koordynacji. SAMA muszę sobie ją wykształcić, poprzez ciężką pracę i wysiłek, które, jednakowoż sprawiają mi ogromną przyjemność.
Cały czas jestem w stanie głębokiego skupienia, czyli polaryzacji uwagi. Ruchy wykonuję powoli i starannie. Mam ochotę powtarzać je wielokrotnie. Aż do zaspokojenia wewnętrznej potrzeby wykonywania tej czynności. Jak opisywana wcześniej przeze mnie dziewczynka z cylindrami. https://czasnamontessori.pl/historia-dziewczynki-z-cylindrami-polaryzacja-uwagiflow-cz-iii
Teraz chwila na refleksję nad pracowitością i wytrwałością naszego „malucha” oraz nad faktem, że zabawa polegająca na napełnianiu wiaderka piaskiem nie jest taka trywialna, jak by można sobie pomyśleć.
Wracając do pytania: egoizm to i niesubordynacja dziecka, które nie docenia wysiłku niani, czy coś innego?
Gdy dziecko rozpłakało się rozżalone, otrzymawszy wiaderko pełne piasku, to nie dlatego, że nie udało mu się postawić na swoim, tylko dlatego, że nie dokończyło pewnego wycinka formowania siebie. Budowania siebie, wzmacniania swego ciała, charakteru, ćwiczenia zmysłów, koncentracji uwagi, koordynacji, precyzji ruchów, kształtowania swej inteligencji poprzez pracę rąk. Możemy powiedzieć, że małe dziecko jest egoistyczne, skoncentrowane na sobie. Ale na tym etapie rozwoju ono MUSI takie być, ponieważ MAŁE DZIECKO BUDUJE SIEBIE. Na tym etapie jest to tzw. „zdrowy egoizm”.
Dlaczego dziecko nie chciało wiaderka pełnego piasku? Udzielając odpowiedzi na to pytanie, dochodzimy do odkrycia niezwykle ważnej i bardzo praktycznej prawdy o rozwoju dziecka. DZIECKO NIE CHCIAŁO WIADERKA PEŁNEGO PIASKU, DZIECKO CHCIAŁO WSYPYWAĆ PIASEK DO WIADERKA. Chciało wykonywać ćwiczenie napełniania wiaderka piaskiem i „tym właśnie czynem odpowiedzieć potrzebie swego kwitnącego organizmu. Jego celem był wewnętrzny trening, a nie zewnętrzny fakt posiadania pełnego wiaderka.” To dlatego, gdy dziecko napełni wiaderko, wysypuje z niego piasek po to, by napełnić go jeszcze kilka, jeśli nie kilkanaście razy, do momentu nasycenia się tą czynnością. Do momentu, gdy jego potrzeby poznawcze zostaną na dany moment zaspokojone.
„Ten prosty epizod jest przykładem tego, co zdarza się dzieciom na całym świecie, tym najlepszym i tym najbardziej kochanym. Nie są one zrozumiane, ponieważ dorosły ocenia je według własnego kryterium. Uważa on, że dziecko stawia sobie cele zewnętrzne i pomaga mu z całego serca je wypełniać. Natomiast dziecko w większości przypadków wyznacza sobie podświadomie cel rozwijania siebie samego. Z tego powodu nie docenia ono niczego, co jest osiągnięte, i kocha to, co jest do osiągnięcia. Na przykład kocha bardziej czynność ubierania się niż stan, gdy jest już ubrane. (…) Kocha czynność mycia się bardziej niż stan, kiedy jest już umyte. (…)
To piękne dziecko z Pincio chciało koordynować ruchy, wykorzystać siłę mięśni w podnoszeniu przedmiotów, wykorzystać oczy w celu ustalenia odległości, wykorzystać inteligencję w myśleniu związanym z dziełem wypełnienia wiaderka, chciało wykazać własną wolę w decydowaniu o czynach. Natomiast ten, kto je kochał, uważając, że jego celem było posiadanie piasku w wiaderku, czynił je nieszczęśliwym.”
Wszelki komentarz na temat wnikliwości i wagi tej obserwacji jest tu chyba zbędny…
PS.
Co zrobić w sytuacji, gdy trzeba już iść, a dziecko zajęte jest wsypywaniem piasku do wiaderka? Oto, co ja bym zrobiła. Po pierwsze, sprawdziłabym, czy faktycznie muszę już iść. Być może mogę poczekać na dziecko aż skończy swoją PRACĘ=ZABAWĘ. Jeżeli np. umówiłam się z mamą, czy koleżanką, to w dobie telefonów komórkowych mogę się z nimi skontaktować, wyjaśnić i może zmodyfikować dotychczasowy plan. Ale, jeżeli, np. umówiona jestem u lekarza i naprawdę muszę się zbierać, to po pierwsze, przykucnęłabym naprzeciw dziecka, by znaleźć się fizycznie na jego poziomie, nawiązałabym kontakt wzrokowy i wyjaśniłabym sytuację, mówiąc: „niestety, muszę Ci przerwać Twoją pracę. Musimy już iść, bo jesteśmy umówieni i nie możemy się spóźnić, ale obiecuję Ci, że, jak tylko nadarzy się okazja, przyjdziemy do parku z wiaderkiem i łopatką.” Oczywiście, dziecko będzie protestować i poczuje się sfrustrowane i urażone. Ta reakcja jest, jak wiemy, jak najbardziej uzasadniona w kontekście rozwoju dziecka.Widząc łzy i frustrację dziecka, kontynuowałabym: “Jesteś smutny/a i rozgniewany/a, bo nie możesz bawić się piaskiem.” Dziecko nie rozumie do końca, o co nam chodzi, ale z czasem, w miarę gromadzenia tego typu doświadczeń, zrozumie, że w życiu bywają różne sytuacje. Poza tym oswaja się w ten sposób z nazywaniem emocji, ucząc się inteligencji emocjonalnej.
Schodząc fizycznie do poziomu dziecka i nawiązując z nim kontakt wzrokowy oraz wyjaśniając mu sytuację, nawet gdy dziecko nie zrozumie naszych słów, okażemy mu szacunek. Nasz szacunek wobec dziecka buduje jego wewnętrzny szacunek względem samego siebie. Możemy zatem pocieszyć się myślą, że co prawda przerywamy dziecku czynność, która je buduje, ale z kolei, okazując mu szacunek, budujemy jego poczucie własnej wartości, kładąc tym samym ważny fundament pod jego rozwój społeczny i emocjonalny.
Cytaty pochodzą z ksiązki Marii Montessori “Odkrycie dziecka.”
Bardzo dobry tekst. Udostępnienie go na moim FP. Mam nadzieję,że się zgodzisz, bo uważam, że warto rodzicom otwierać oczy na świat dziecka. 🙂
Jest to tekst, który, mam wrażenie, jest dla nas, rodziców, nauczycieli i opiekunów bardzo ważny. Również dla mnie osobiście. Ja też często sobie przypominam, jaka jest prawdziwa natura dziecka. Bo tyle się wokół tego zjawiska nagromadziło i stale zbiera niezrozumienia, niedomówień, mód, stereotypów, które tkwią w nas i są związane z naszym wychowaniem… No cóż, nie żyjemy w świecie idealnym. Ogromnie się cieszę, że ten wpis przemówił do Ciebie na tyle mocno, że go udostępniasz innym. Pozdrawiam serdecznie.
O tak, już dawno zauważyłam, że Synkowi nie chodzi o to, żeby kwiatki zostały podlane, tylko żeby mógł je podlewać; żeby jajko zostało obrane ze skorupki, tylko żeby on mógł je obierać, itp. Czynność jest celem sama w sobie i ja to szanuję.
No właśnie. Czy czas spędzany z dzieckiem nie staje się bardziej ciekawy, gdy rozumiemy, o co dziecku chodzi? Pozdrawiam serdecznie. Życzę wielu równie cennych obserwacji i radości z odkrywania swojego dziecka
Świetnie napisane, oby więcej podobnych tematów.
Dziękuję. Czuję się zachęcona i zmotywowana do dalszej pracy! Proszę śledzić bloga i facebook.
Bardzo dobry tekst. Większość matek powinno go przeczytać.
Dziękuję. Będzie więcej takich tekstów. Proszę zaglądać na bloga.
Tekst bardzo dobry. Trochę bardziej rozjaśnia mi pedagogikę montessori, bo napisane jest współczesnym językiem 😉 Bardzo mnie bawiło czytanie oryginalnych materiałów. Jednak muszę trochę pomarudzić. Tak po babsku. Niestety, kiedy moje dziecko jest głęboko skupione, to nie jestem w stanie nawiązać z nim kontaktu i nijak moje tłumaczenia, że musimy zaraz pójść, że pediatra czeka, że dzwony kościelne nawołują na mszę. Nic a nic. Coś mu tłumaczę, coś mu pokazuję, ale skupienie na danej czynności jest zawsze silniejsze. I niestety koniec końców, muszę Pierworodnego siłą wyrywać i dopiero potem tłumaczę co się stało i dlaczego przerwałam Mu zajęcie. Więc sytuacja z piaskownicą jest dość mocno teoretyczna w przypadku mojego dziecka 😉
I oczywiście, pierwsza moja myśl, podczas czytania tekstu, brzmiała: “Dziecko wejdzie Matce na głowę”. Odruchowo tak pomyślałam, bo spotykam się z tym bardzo często. Słyszę wielokrotnie, że to dziecko steruje moim czasem, że nie powinno tak być. Że robi to na co Ono ma ochotę, a ja potulnie przytakuję. Takie słyszę komentarze, kiedy chcę, aby moje dziecko spokojnie we własnym tempie się rozwijało.
Przepraszam za elaboraty. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za pozytywną ocenę tekstu 🙂
To, że Pierworodny tak mocno potrafi się skupić świadczy tylko o tym, że dajesz mu mnóstwo okazji do koncentracji uwagi. A nic innego nie rozwija lepiej, jak właśnie głębokie skupienie.
To, że czasem musisz synka wyrwać z tego stanu, jest najzupełniej normalne. Tłumaczenie mu dlaczego tak jest, z czasem przyniesie ogromne owoce w postaci szacunku do samego siebie i, tym samym, do innych. Bo skoro Ty szanujesz jego potrzeby, to on czuje, że jest ważny i uczy się akceptować siebie; w przyszłości, mając samoakceptację, będzie umiał akceptować i szanować innych.
Czy może być coś piękniejszego? 🙂
A co do zarzutu bycia sterowanym przez dziecko, zawsze możemy odpowiedzieć, że “to chwilowe. Teraz, owszem, dziecko w pewnym sensie steruje moim czasem, ale to po to, by mogło na tyle rozwinąć siebie, by z czasem stać się samodzielne.”
Życzę wytrwałości i radości w dalszym podążaniu za dzieckiem!