Dziś piszę o emocjach. O tym, że nie ma złych emocji, że wszystkie emocje są dobre. Tak w ogóle, to najlepiej by było, gdybyśmy przestali w ogóle oceniać i osądzać emocje. Nie oznacza to, że mamy zepchnąć je w jakiś ciemny kąt. Wręcz przeciwnie. Emocje potrzebują być wydobyte na światło dzienne, byśmy mogli je zobaczyć, w pełni zaakceptować i pozwolić im przepłynąć. Emocje to energia, a energia ma to do siebie, że lubi swobodny przepływ. Emocje są naturalną częścią każdego z nas. Żyjemy, to i czujemy. Tak jak mamy płuca, którymi oddychamy, mamy też emocje, które przeżywamy. I jedne, i drugie potrzebne są nam do życia. Emocje są dla nas cenne, gdyż są barometrem naszego samopoczucia i dobrostanu. Tymczasem spychamy je często na dalszy plan, jakby były mniej ważne. Poddajemy je surowym osądom (ta emocja jest zła, a ta dobra) i często cenzurujemy (tę emocję można przeżywać, a tej już nie wypada. Tak jest najczęściej np. z gniewem albo z tzw. “histerią” dziecka. Samo słowo “histeria” sugeruje stan chorobowy). Ten wpis jest o tym, co robić, gdy nasze dziecko przeżywa emocje powszechnie uznawane za “złe” i np. rzuca się na podłogę i kopie, wyrażając złość, frustrację, czy rozczarowanie lub wykrzykując np.: “głupia mama! Idź sobie! Nie potrzebuję Cię.”
Trzy złote zasady. Po pierwsze – te emocje nie są złe!!! Bo, jak napisałam we wstępie, nie ma złych emocji. Są emocje “trudne” i “łatwe,” silne i słabsze, ale nie DOBRE czy ZŁE. Zauważcie, określenia “mocne, intensywne, trudne emocje” to określenia opisujące, a nie wartościujące. Po drugie – emocje są jakby termometrem psychicznego i emocjonalnego dobrostanu dziecka. W przypadku złości, frustracji, kopania, agresji, werbalnej czy fizycznej ewidentnie dziecko czuje się bardzo źle. I bardzo dobrze, że to wyraża. Tak jak w przypadku gorączki, która jest oznaką, że system odpornościowy walczy, silne emocje pokazują, że w ciele psychicznym, czy emocjonalnym dziecka nie ma równowagi, ale jest dążenie do niej. W przypadku tak silnych emocji, bardzo prawdopodobne jest, że dziecko wcześniej przeszło przez szereg słabszych emocji, z którymi samo nie było w stanie sobie poradzić, a my mogliśmy być zajęci lub po prostu je przeoczyć (samo życie) i teraz mamy kulminację. Po trzecie – nie przypisujmy emocjom znaczenia, którego nie mają. Jeśli nasze dziecko krzyczy “głupia mama,” to wcale nie oznacza, że tak o nas myśli.
Jak się zachować?
- W pierwszej kolejności pamiętaj o trzech złotych zasadach: 1) nie ma złych emocji 2) te emocje nie są wymierzone przeciwko mnie 3) dziecko wyraża emocje, czyli wysyła sygnał: UWAGA! PRZEŻYWAM TERAZ COŚ TRUDNEGO, DĄŻĄC DO RÓWNOWAGI.
- Warto przyjrzeć się sobie i swoim reakcjom. Płacz i złość to emocje, z którymi różnie sobie radzimy jako dorośli. Sporo zależy od tego, ile wolności mieliśmy jako dzieci w ich wyrażaniu. To trudne emocje zarówno dla dziecka jak i dla rodzica. W nas, dorosłych, mogą one uruchomić całą gamę utajonych wspomnień i emocjonalnych reakcji. Jeśli zostaliśmy wychowani w przekonaniu, że płacz jest negatywną emocją, może wywołać on w nas sprzeciw i opór. Warto przyjrzeć się sobie i własnym mechanizmom, które wypracowaliśmy w naszym życiu pod wpływem okoliczności i zastanowić się, czy nie projektujemy ich na nasze dzieci. Skoro nie akceptujemy płaczu czy złości u siebie, może być nam trudno zaakceptować ją u dziecka. Świadomość to pierwszy krok ku oświeceniu i zmianie, więc jeśli odkryliśmy u siebie niekorzystny wzorzec, należą nam się gratulacje.
- Nie próbuj zatrzymać czy naprawiać płynących emocji. Pamiętaj, że nie ma złych emocji. Daj dziecku prawo do wyrażenia swoich emocji i nastrojów. Nie staraj się ich zatrzymać, mówiąc np. “no, nie płacz już. Już wszystko dobrze.” Skoro dziecko płacze, to znaczy że jemu wcale nie jest dobrze. “Nie płacz. Przecież już nie boli.” Skoro dziecko płacze, to znaczy że boli i to bardzo. Kto wie lepiej, czy boli, czy nie boli – my czy dziecko? “Nie ma się o co złościć” – skoro dziecko złości się, to znaczy że ma się o co złościć. Nie odwracajmy uwagi dziecka od jego emocji. “O, zobacz, jaki ładny ptaszek tu leci,” mówimy czasem, gdy dziecko np. się przewróci. Albo zaczynamy śpiewać radosną piosenkę. I z buzi w podkówkę szybko robi się uśmiech. Zdezorientowany uśmiech. To nie są dobre strategie. Tego typu komunikaty dezorientują małego człowieka. Dają mu do zrozumienia, że źle odczuwa on swoje emocje oraz że pewne emocje nie są w porządku. Szukając u nas akceptacji, dziecko może zacząć ukrywać przed nami, a z czasem i przed sobą swoje prawdziwe emocje. A tego warto za wszelką cenę uniknąć. Zaufajmy dziecku. Dziecko wie lepiej niż my, co czuje w danym momencie i wie, jak najskuteczniej wyrazić to uczucie. Pamiętaj, że aby nauczyć się samoregulacji emocjonalnej, dziecko musi poznać swoje emocje i przeżyć je. My, dorośli nie powinniśmy dawać sobie prawa do kontrolowania, czy naprawiania emocji naszych dzieci.
- Spróbujmy się wyluzować. Jak? Nie wiem. Każdy z nas ma na to pewnie inny sposób. Ja osobiście staram się wziąć parę głębokich wdechów. Myślę przy tym o tym o trzech złotych zasadach oraz o tym, że każda emocja ma początek i koniec, i nie trwa wiecznie. Nasz spokój wewnętrzny pomoże naszemu dziecku, a zdenerwowanie spowoduje tylko eskalację.
- Pozwólmy emocjom dziecka rozwinąć się od początku do końca. Każda emocja ma swój początek, swoje crescendo, swój punkt kulminacyjny i swój koniec. Niech każda emocja uwidoczni się w całości.
- Bądźmy z dzieckiem. Bądźmy blisko. Nie zostawiajmy go samego z jego emocjami. Pozostańmy czujni na jego potrzeby. Nawiążmy kontakt wzrokowy. Dziecko prawdopodobnie potrzebuje przytulenia i ukojenia, ale niekoniecznie. Może potrzebować wyzłościć się do końca w naszej obecności, ale bez naszego dotyku czy słów pocieszenia. Pozwólmy mu na to. Nie narzucajmy dziecku tego, w jaki sposób przeżywa ono swoje emocje. Jeśli dziecko nie chce z nami kontaktu fizycznego, nie bierzmy tego do siebie. Może nam się wydawać, że dziecko nas odrzuca, ale to nie jest prawda. Ono w taki sposób wyraża i przeżywa swoje emocje.
- Wyczujmy, czy jest miejsce na powiedzenie tonem obiektywnym, z empatią i zrozumieniem np.: “płaczesz i złościsz się. Basia zburzyła Twoją wieżę.” Nie oceniamy tu nikogo. Ani Basi, ani naszego dziecka. Często nazwanie emocji i podanie ich powodu, o ile go znamy, pomaga dziecku. Ale nie zawsze jest na to miejsce. Za to zawsze jest miejsce na naszą niezawodną rodzicielska intuicję ;).
Czyli, gdy mamy do czynienia z emocjami dziecka, potraktujmy je po montessoriańsku i “pomóżmy mu przeżyć je samodzielnie,” do czego siebie i Was serdecznie zachęcam.
Pani Anno, mogłaby Pani polecić literaturę, gdzie mogłabym zgłębić temat?
Polecam bloga http://www.janetlansbury.com/ oraz ksiązki Janet Landsbury: “Toddler Discipline Without Shame” oraz “No Bad Kids.” Niestety wszystko jest po angielsku. Pozdrawiam!
Tak, a później mamy całą masę kierowców, którzy przeżywają swoje emocje klaksonami, wyzwiskami itp.
Dziękuję za ciekawy komentarz. Poruszyłaś/Poruszyła Pani ważną rzecz.
Jest wręcz przeciwnie. Przeżywając emocje, dziecko uczy się ich regulacji. Proces samoregulacji jest możliwy tylko gdy pozwolimy dziecku na bieżąco przeżywać wszystkie emocje takie, jakie są. Spychanie ich w głąb, ocenianie ich na zasadzie – to jest zła emocja, nie powinnam jej przeżywać (to nie oznacza, że emocja nie zaistnieje) powoduje tylko wewnętrzne zagubienie i frustrację. I to taką, która z czasem w ukryciu fermentuje. Innymi słowy, ważne jest, żebyśmy pozwolili dziecku na bycie AUTENTYCZNYM, bo tylko to da mu szansę, by w przyszłości umiało sobie z nimi poradzić tak, by nie niszczyły jego i innych.
Ja bym wręcz powiedziała, że ci kierowcy, o których piszesz/Pani pisze to właśnie osoby, które nie nauczyły się regulować swoich emocji i niestety wyżywają się na innych. Racja, to jest bardzo, bardzo przykre.
W samo sedno.
Uczę się samoregulacji i zauważam zmiany w swoim zachowaniu. Gdy byłam dzieckiem, musiałam ukrywać emocje. Czułam, że to wszystko we mnie buzuje. Bardzo długo nie potrafiłam sobie z tym radzić. Wtedy właśnie byłam tym “trąbiącym kierowcą”. Odkąd zetknęłam się z self – reg, zupełnie inaczej reaguję. Jest we mnie więcej prawdziwego spokoju i autentycznych emocji. Nie wyładowuję złości skumulowanej. Ze stresorami staram się sobie radzić od razu lub bardzo szybko. Jeszcze długa droga przede mną.
Twój wpis bardzo do mnie trafia, ponieważ bardzo staram się nie oceniać emocji córki w kategoriach: dobra/zła. Czasami, gdy obie mamy “kryzys” w tym samym momencie, razem płaczemy… Potem rozmawiamy…
Dziękuję za komentarz. Ja również odkrywam dobrodziejstwa samoregulacji. Pozdrawiam.
Emocje i ból – tutaj się nie zgodzę. Jeśli dziecko KONCENTRUJE się na bólu, to jego płacz nie jest wynikiem emocji, a właśnie bólu. Odwracając uwagę dziecka pomagamy mu, a nie szkodzimy.
Cennym przykładem dla mnie są sytuacje, gdy zaczyna się mój migrenowy ból głowy. Od wzięcia tabletki do ustąpienia bólu mogę leżeć i “umierać”. Mogę też zająć się pilnymi obowiązkami i… nie wiem kiedy mija.
Nie mylmy bólu z emocjami.