Jest to pierwszy z serii wpisów poświęconych tematowi pisania. Maria Montessori odkryła, że dzieci 4-letnie łatwiej opanowują pisanie i czytanie ( i to na ogół w takiej kolejności) niż dzieci 6-letnie. “Podczas gdy dzieci 6-letnie potrzebują około dwóch lat, by opanować pisanie, dzieci 4-letnie opanowują je w kilka miesięcy,” pisała. W “Odkryciu dziecka” mowa jest o czteroletnich uczniach piszących pismem kaligraficznym, które później zostało ocenione jako pismo wykonane przez uczniów trzeciej klasy szkoły podstawowej. Brzmi to zaskakująco i kontrowersyjnie. O co tu chodzi? O wyścig – kto pierwszy nauczy się pisać? O to, że dziecko z Montessori jest “lepsze,” “bardziej do przodu” niż inne dzieci? O lepsze przygotowanie dziecka do startu w tzw. “wyścigu szczurów,” jakim staje się czasem nasze życie? Na każde z tych pytań odpowiedź brzmi: NIE! Tu chodzi o dziecko! O odkrycie jego naturalnych praw rozwoju i o uszanowanie ich. O odkrycie i niestłumienie potencjału dziecka. O wyjście dziecku naprzeciw i stworzenie mu możliwości zaspokojenia jego naturalnych potrzeb rozwojowych. Dziś wpis o eksplozji pisania, czyli o zjawisku spontanicznego pisania, które miało miejsce w 1907 roku i które ma miejsce w przedszkolach Montessori na całym świecie, o zaskakującym zainteresowaniu dwuipółlatka odkryciem, że każda litera to dźwięk i naturalną fascynacją dzieci w wieku 4 lat analizą słów.
Scena pierwsza. Jest rok 1907. Zimowy, grudniowy dzień pełen słońca. Dzielnica San Lorenzo w Rzymie, gdzie na początku roku powstały dwa Domy Dziecięce, czyli przedszkola, otwarte przez Marię Montessori na prośbę władz miasta. Dzieci wychodzą na taras. Bawią się swobodnie, biegając. Dr Montessori siedzi obok komina, trzymając w ręku kredę. Obok niej znajduje się pięcioletni chłopiec. Maria Montessori podaje mu kredę, mówiąc: Narysuj ten komin. Chłopiec kuca i, ku ogromnemu zaskoczeniu nauczycielki, zapisuje na podłodze słowo komin. Maria Montessori nie kryje zdziwienia. Dziecko jest równie zaskoczone. Zastyga na chwilę w bezruchu, przypatrując się swojemu dziełu, po czym zaczyna radośnie wykrzykiwać: Piszę! Umiem pisać! Kolejnym słowem, jakie zapisuje chłopiec jest słowo dłoń, a następnie znowu komin, a po nim dach. Pisząc, dziecko nadal krzyczy na cały głos: Piszę! Ja piszę! Słysząc te głośne okrzyki, natychmiast zbiegają się pozostałe dzieci, patrząc ze zdziwieniem. Dwoje lub troje dzieci prosi Dr Montessori o kredę, mówiąc: Ja też chcę pisać! I, o dziwo, dzieci zaczynają pisać kolejne słowa: mama, dłoń, komin, Ada. Dla każdego z tych dzieci jest to pierwszy raz, gdy cokolwiek napisały. Odkrycie tej umiejętności sprawia im ogromną radość. W relacji Dr Montessori, “zachowują się jak kura, która zniosła jajko.” Tak bardzo chcą podzielić się tą radością z innymi. Nawołują inne dzieci, by i one przyglądnęły się z bliska napisanym na podłodze słowom. Dzieci widzą, że zrodziła się w nich pewna umiejętność, która wydaje im się darem natury, choć nim nie jest. Nie są świadome tego, że odkąd zaczęły uczęszczać do tego przedszkola, przeszły całą serię starannie dobranych i opracowanych ćwiczeń przygotowawczych, które pozornie nic z pisaniem nie miały wspólnego. Z pisaniem w Montessori jest jak z nauką mówienia. Dziecko, które mówi, najpierw nieświadomie przygotowało mechanizmy psychomięśniowe, dzięki którym doszło do wypowiadania słów. Kolejne dni zdominowane były właśnie przez czynność zapisywania słów. Dzieci pisały, gdzie się tylko dało. Na tablicy, na papierze, na podłodze. Pisały w przedszkolu, ale i w domu. Niektóre mamy znajdowały zapisane słowa nawet na skórce od chleba. Jedno z dzieci przyniosło pewnego dnia coś w rodzaju zeszyciku, który cały był wypełniony słowami. Jego mama mówiła, że dziecko spędziło na pisaniu cały dzień i cały wieczór, aż w końcu zasnęło z ołówkiem i zeszytem w ręku. Dzieci oddały się gorączkowej pracy, której nie dało się powstrzymać. Z czasem widok dwójki małych dzieci, które spokojnie piszą słowa i wypełnia je duma i głęboka radość z tego, że wczoraj jeszcze nie umiały pisać, a dziś już potrafią stał się montessoriańskim chlebem powszednim. Nauczycielka zapisuje, że jedno z nich zaczęło pisać o jedenastej, a drugie o trzeciej po południu. Traktuje się to jako coś naturalnego w rozwoju.
Scena druga. Maria Montessori wraz z grupą dzieci ze swojego przedszkola znajduje się na tarasie. Obok niej siedzi dwuipółletni chłopiec, którego mama zostawiła na chwilę, udając się po sprawunki. Dzieci swobodnie bawią się. Dr Montessori układa w pudełku z przegródkami stworzone przez siebie niedawno litery alfabetu. Kończy pracę, kładąc pudełko na małym krzesełku. Chłopiec przygląda się, po czym podchodzi i bierze do ręki literę f. Inne dzieci w tym czasie biegają. Ale ujrzawszy literę, wszystkie naraz wydają z siebie jej dźwięk i biegną dalej. Chłopiec nie zwraca na to uwagi. Bierze do ręki literę r. Biegające dzieci zaczynają krzyczeć: rrr! rrr! Chłopiec powolutku zaczyna rozumieć, że każdej literze, czyli znakowi graficznemu odpowiada inny dźwięk. Jest zaintrygowany i zafascynowany tym odkryciem. Maria Montessori zastanawia się, jak długo może trwać ta zabawa. Chłopiec męczy się dopiero po 45 minutach! Dwuipółletnie dziecko wykazało zainteresowanie literami i kryjącymi się za ich kształtem graficznym dźwiękami i było w stanie SAMO, Z WŁASNEJ WOLI skupić swą uwagę na poszerzaniu swojego odkrycia! Bez konieczności, by stanął nad nim nauczyciel z sakramentalnym: “skup się! Nie wierć się!” i absurdalnym “zainteresuj się tym tematem!” (więcej na ten temat tu). Zresztą, czy podejrzewalibyśmy dziecko w tym wieku o naturalne i spontaniczne zainteresowanie literami? “Przecież jest na to za małe.” “Bez przesady, żeby dziecku w tym wieku podstawiać litery. Ma czas na naukę tak skomplikowanych rzeczy.” “Pójdzie do szkoły, to się nauczy.” Ale cały szkopuł w tym, że ono samo chciało. Pod wpływem sytuacji, obudził się w nim impuls psychiczny, by dalej zgłębiać ten temat. Dziecko było gotowe na cały ten proces. Pozostałe dzieci zainteresowały się tą zabawą i zatrzymywały się grupami, wymawiając chórem dźwięki i obserwując zdziwienie chłopca. Aż wreszcie chłopiec, który wiele razy podniósł literę f, słysząc od dzieci dźwięk fff, obrócił się do Dr Montessori, pokazał jej literę i wymówił z wielkim triumfem: f f f. Nauczył się tego dźwięku w tej wielkiej kakofonii różnych innych wypowiadanych dźwięków. Obudziła się w nim też ciekawość do poznawania kolejnych liter i dźwięków. Czy dano mu możliwość rozwoju tego zainteresowania, podsycania go nowymi odkryciami nowych liter, czy może ktoś machnął ręką w przekonaniu, że “jest na to za mały” i że “przyjdzie na to czas, jak pójdzie do szkoły?” Tylko czy taka postawa jest postawą poszanowania naturalnych praw rozwoju dziecka, czy też postawą tłumienia jego naturalnych impulsów? Konsekwencje tłumienia naturalnych impulsów rozwojowych dziecka do dziś pozostają tematem niezbadanym. Niewiele się o tym pisze, czy dyskutuje. Tymczasem temat jest niezwykle ważny, bo dotyczy delikatnego okresu, w którym kształtuje się osobowość psychiczna dziecka. “Najważniejszym okresem w życiu nie są lata studiów, ale te najwcześniejsze, czyli okres od urodzenia do 6-ciu lat. Jest to czas, gdy tworzy się inteligencja człowieka i całość jego zdolności psychicznych.,” pisała Montessori. Gdy wychodzimy od założenia, że cztero czy pięciolatek nie może być zainteresowany pisaniem, traktujemy dziecko z góry, nie szanując jego naturalnych praw rozwoju i lekceważąc jego potencjał rozwojowy. Nie na tym polega podążanie za dzieckiem.
Scena trzecia. Krótka, acz wymowna. Pewien ojciec, odbierając dziecko z przedszkola, pyta syna, czy dobrze się zachowywał. Czteroletnie dziecko odpowiada: Dobrze? D O B RZ E. Zamiast odpowiedzieć, chłopiec zaczął analizować słowo. Nikt mu nie kazał. Był tym naturalnie zafascynowany. Komentarz Montessori: “Widzieliśmy dzieci, które chodząc, mruczały coś pod nosem. Jedno dziecko mówiło: żeby napisać Zaira (popularne we Włoszech imię żeńskie), niezbędne są litery z a i r a i wymawiało dźwięki alfabetu. Miało na celu przeanalizowanie dźwięków składających się na to słowo. Ta szczególna aktywność może być pobudzona we wszystkich dzieciach w wieku około czterech lat.”
Zjawisko “spontanicznego pisania” to nie żadna magia. To współdziałanie okresów wrażliwych w rozwoju dziecka (czym są, przeczytasz tu), jego montessoriańskiej pracy opartej o specjalnie przygotowane materiały Montessori i efekt obserwacji dzieci. Ale o tym będą kolejne wpisy na ten fascynujący i wzbudzający wiele skrajnych emocji temat.
Czekam bardzo na kolejne wpisy z konkretnymi wskazówkami!
Będą 🙂
Fascynujący artykuł! Doskonale potwierdza to, co właśnie obserwuję u mojego 4-letniego synka, który uwielbia pisać! Literami zaczął się interesować w wieku 2,5 lat. Jakże byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam swoje dziecko piszące swoje pierwsze słowa. To niesamowite obserwować go, jak z własnej woli pisze, bawi się literami i słowami i ma z tego ogromną radość! Nie muszę chyba dodawać, że uczęszcza do przedszkola Montessori.
Super! Bardzo dziękuję za ten komentarz 🙂
Kurczę, skąd się takie dzieci biorą? Mój syn też uczęszczał do przedszkola Montessori i byłam bardzo zadowolona z tego faktu. Natomiast nigdy nie zauważyłam, żeby wykazał jakiekolwiek zainteresowanie literami. Teraz ma 7 lat i dalej nie umie ani czytać, ani pisać 🙁
Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, nie znając syna i nie znając przedszkola. Tak czy inaczej, syn na pewno nauczy się czytać i pisać, tak jak większość z nas, tyle że nie pójdzie to aż tak gładko, jakby mogło. Ja też późno opanowałam pisanie i czytanie, bo moi rodzice po prostu nie mieli takiej wiedzy, że faza wrażliwa na opanowanie tych dwóch umiejętności najczęściej przypada na okres dużo wcześniejszy, a czytaniem i pisaniem zajmuję się z lubością. Podchodzi mnie czasem myślenie na zasadzie “co by było gdyby,” ale ono nic nie wnosi konstruktywnego, więc staram się cieszyć tym, co jest, czego i Pani/Tobie życzę. Pozdrawiam serdecznie!
To niesamowite! Moje dziecko zaczęło pisać właśnie jak miało 4 lata, literek nauczyło się samo (nie bardzo wiemy kiedy) jak miał 3 lata… Polubuję stronkę bo dobrze prawisz 🙂
Cieszę się!!! Zachęcam też do zapisania się na newsletter i śledzenia dalszych wpisów. Mam zamiar nadal w nich “dobrze prawić.” 🙂
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by małe dzieci uczyć … dopóki niania syna nie zauważyła, że interesują go literki na macie piankowej (w wieku 1+). Efekt: do 1,5 roku życia mały potrafił już niemal cały alfabet (z wyjątkiem polskich literek, których na macie nie było oraz W wskazywanego przez malca jako M) – wskazywanie zadanych liter lub mówienie jakie wyrazy się od nich zaczynają stanowi dla niego wspaniałą zabawę i potrafi zająć na dłuższych kilka chwil.
W artykule pojawia się teza, że nienauczanie małych dzieci czytania i pisania jest swego rodzaju zaniedbaniem, tłumieniem naturalnej chęci do wiedzy – myślę, że to nie do końca “wina” opiekuna. Większość z nas (uczących się tego typu zadań w szkołach) po prostu nie zdaje sobie sprawy z możliwości własnych MAŁYCH dzieci. Dlatego potrzebne są takie artykuły jak ten (i kolejne), aby otwierać nam oczy 🙂 za co dziękuję – teraz już wiem kiedy +/- opanowywać z maluchem kolejną naukę: pisania [dziś w wieku 2+ potrafi ułożyć z patyków T, więc może się zdarzyć, że mój syn zechce pisać wcześniej niż mając 4 lata, zobaczymy]
Dziękuję za ten komentarz. Jest dokładnie tak, jak piszesz. Nie wiemy o wielu rzeczach. Ja też nie wiedziałam, gdy moje dzieci były małe. Maria Montessori odkryła prawdziwą naturę dziecka i ogromne możliwości rozwojowe, które ono posiada i których dziecko często nie rozwija, bo my, rodzice, nie umiemy stworzyć mu odpowiedniego środowiska. Nie jest moją intencją “rzucać kamieniem” w nas, rodziców. My i tak uginamy się pod wieloma presjami. Chodzi mi bardziej o zmianę świadomości, bo to pomoże naszym dzieciom. Pozdrawiam serdecznie.