Po wpisach o pochwałach (tu i tu) otrzymałam wiadomość, którą przytaczam za zgodą autorki:
“Moja 6-letnia córka mówi o sobie, że jest głupia. Np. gdy coś rozleje albo wysypie. Zdarza jej się też mówić, że ma brzydkie włosy. Albo że brzydko wygląda. Skąd jej się to bierze, skoro ani ja, ani mąż i nikt w najbliższej rodzinie czy w jej środowisku nie używa żadnego z tych określeń wobec niej? Tak często mówimy jej, że jest zdolna, bystra, mądra i urodziwa. Skąd u niej te negatywne przekonania na swój temat?” No właśnie stąd, że dziecko jest często chwalone. Chwalone, czyli poddawane ocenie. A ocena ma dwie strony:pozytywną i negatywną. Dziecko może pomyśleć: skoro mama tak mnie chwali i podkreśla, że jestem super, to znaczy, że wcale nie jest to takie oczywiste. A w momentach, gdy mnie nie chwali, wcale nie jestem taka super. Czyli nie zawsze jestem taka fajna jak mówi mama. Ten przykład ilustruje fakt, że pochwały, zamiast podnosić samoocenę dziecka, zaniżają ją. Zostało to zbadane i naukowo uzasadnione.
Eddie Brummelman z zespołem psychologów przeprowadził badania pośród dzieci w wieku 8-12 lat. Najpierw zmierzono ich poziom samooceny i wyodrębniono dzieci o niskim zdaniu o sobie. Następnie przydzielono wszystkim uczestnikom badania zadanie: mieli oni przerysować pewien znany obraz. Kolejny etap to ocena pracy dzieci. Dzieci o zaniżonej samoocenie zostały poddane mocnemu chwaleniu i pozytywnej ocenie. Skoro chwalimy, by podnieść samoocenę, miało to głęboki sens. Teraz przed dziećmi postawiono kolejne zadanie: przerysowanie obrazu, ale tym razem dzieci miały do wyboru obraz łatwiejszy lub trudniejszy. I co się okazało? Dzieci o niskiej samoocenie pochwalone po pierwszym zadaniu, wybrały w zdecydowanej większości obraz łatwiejszy. Nie czuły się na siłach, by zmierzyć się z obrazem trudniejszym. I tak oto, zamiast podnosić, pochwała zaniża możliwości naszych dzieci. Pomimo, że tuż po wypowiedzeniu pochwały jest ten krótki moment, w którym ego naszego dziecka czuje się na chwilę. połechtane, a my poddani jesteśmy złudzeniu, że pochwały jednak działają pozytywnie. Pochwały są przyjemne, ale na dłuższą metę, na głębszym poziomie, tym dla nas najistotniejszym one po prostu nie działają. Mało tego. Dają efekt przeciwny do zamierzonego. Dlatego lepiej nie chwalić…
Ponieważ pochwała dotyczy tego, kim jesteśmy, jakimi jesteśmy osobami, czyli naszej najgłębszej istoty, osoby chwalone boją się pomyłki, gdyż godzi ona w samą istotę tego, kim i jacy są. Pochwała niesie z sobą ocenę, a ta, jak medal, ma dwie strony. Ocena pozytywna niesie z sobą ryzyko jej utraty oraz ryzyko oceny negatywnej. Rodzi ona strach przed popełnieniem błędu, a ten strach blokuje w nas chęć działania i eksperymentowania. Z kolei bez działania i eksperymentowania niemożliwy jest jakikolwiek proces: myślenia, uczenia się, odkrywania, tworzenia, dochodzenia do nowych rozwiązań. I tak pochwała staje na drodze kreatywności, innowacyjności. Ba! Przeszkadza ona w realizacji naszego potencjału. Bo w końcu za błędy nie chwalimy. Tylko za osiągnięcia. Pochwałami wciągamy dziecko w naszą szaloną kulturę osiągnięć i sukcesów. Nie pokazujemy mu tego, że w życiu są chwile, gdy nam coś wychodzi i gdy nam nie wychodzi. W końcu te trudniejsze chwile są nam potrzebne! Lepiej by dla nas było, byśmy traktowali błąd w kategoriach faktu: “tu się pomyliłem, a tu nie.” Bez oceny. “Raz się pomylę, innym razem nie. Normalne. Najważniejsze, że się czegoś uczę, jestem w jakimś procesie.” Dzieci nadmiernie chwalone, chwalone za sukcesy i osiągnięcia, boją się popełniania błędów i wstydzą się błędów zamiast traktować je jako nieuchronną część procesu uczenia się i zdobywania doświadczeń, tak naturalną jak upadki małego dziecka przy nauce chodzenia. Uważają się za osoby “nieudane,” predestynowane do popełniania błędów. Nie myślą dobrze o sobie. Strzeżmy się zatem pochwał!
Maria Montessori o nagrodach (pochwała to werbalna nagroda dla dziecka, “werbalne kruche ciasteczko”): “Wszystkie sukcesy i postępy człowieka opierają się na jego sile wewnętrznej. (…) Każdy z nas ma specjalne predyspozycje i ukryte powołanie. Nagroda może skierować nas na fałszywą ścieżkę i zniweczyć nasz trud.”
To co zamiast pochwał? O tym w następnym wpisie.
Eksperyment który Pani przytoczyła bynajmniej nie udowania, że pochwały zaniżyły komuś samoocene, ani nawet, że pochwały znichęcają do trudnych zadań. Chętnie przeczytałabym jak dokładnie wyglądała metodologia tego projektu, dlatego poproszę o źródło. Jeśli jednak pani opis badania jest wierny i precyzyjny to autorzy popełnili poważny metodologiczny błąd: jeśli testowano zachowanie wyselekcjonowanej grupy dzieci ze stwierdzoną niską samooceną, to aby móc ocenić czy jakiś bodziec, tzn. Intensywne chwalenie miał jakikolwiek wpływ na ich decyzje należałoby stworzyć grupę kontrolną złożoną z dzieci z niską samooceną, ktore nie byly chwalone i też mogły wybrać łatwiejszy bądź trudniejszy obrazek. Dopiero, gdyby były istotne statystycznie różnice między tymi dwiema grupami dzieci z nską samooceną – chwalony i nie chwalonymi możnaby wyciągnąć wniosek, że pochwała wpłynęła na wybór. A tak- wyniki mówią tylko tyle, że dzieci z niską samooceną wybrały łatwiejszy obrazek. Nic dziwnego i nic odkrywczego.
Podobają mi się niektore założenia metod Montessori, pewnie nawet większość, jednak w kwesti pochwał niezgadzam się do końca. Oczywiscie, ze dzieci opierają samocenę zarówn na wynikach własnych eksperymentów jak i na opiniach i ocenach innych. Jeśli całkowicie zrezygnujemy z tego drugiego to dziecko będzie pozbawione punktu odniesienia ze strony osoby znaczącej. Może czuć się zagubione. Oceny, w tym pochwały są elementem scjalizacji bez którego trudno mi wyobrazić sobie wychowanie.
Zgadzam się, ze przesadą jest aktualna moda na przesadne chwalenie, często nieadekwatne. To co Pani opisuje wydaje mi się jednak drugą skajnością (na jeszcze innym krancu jest pewnie wyłącznie krytytkowanie dziecka ale tego chyba nikt rozsądny nie uznaje za model wychowania).
Uważam jak psycholog, że jeśli oceny są adekwatne i dziecko widzi łączność między tym co słyszy od opiekuna a tym co samo widzi – np. Faktycznie ładny rysunek- to ta pochwała buduje pozytywną samoocenę.
Jeśli pochwała jest bez związku z rzeczywistością, np. Chwalimy niezdarne dziecko, że jest świetnym sportowcem nie tylko go nie rpzekonamy, ale też sprawimy, że przestanie nam wierzyć.
Osobiście doświadczyłam w życiu prawdopodobnie wielu adekwatnych pochwał i stosunkowo niewielkiej ilości krytyki. Sądze, że były to czynniki, które przyczyniły się do zbudowania adekwatnej samooceny i pozowliły mi uwierzyć, że mogę próbować w życiu niemal wszystkiego i być co najmniej równie dobra jak inni.
Jeśli dziecko ma odwagę próbować wielu rzeczy ma szanse na satysfakcję w wielu dziedzinach.
pozdrawiam.
Dziękuję serdecznie za tak obszerny, konkretny komentarz. Podtrzymuję swój punkt widzenia dotyczący pochwał. Wynika on z mojego osobistego przekonania i doświadczenia. Mam troje prawie już dorosłych dzieci i obserwacje związane z ich rozwojem oraz z rozwojem dzieci i młodzieży, które uczyłam, pracując jako nauczyciel. To, co piszę jest też naukowo uzasadnione. Podaję kilka źródeł:
Lepper, M.R., Greene, D. Nisbett, R.E. (1973). Undermining children’s intrinsic interest with extrinsic reward: A test of the „overjustification” hypothesis. Journal of Personality and Social Psychology, 28(1), 129-37
Lepper, M.R., Sagotsky. G., Dafoe, J.L., Greene, D. (1982). Consequences of superfluous social constraints: Effects on young children’s social inferences and subsequent intrinsic interest. Journal of Personality and Social Psychology, 42 (1), 51-65
Lepper, M.R., Henderlong, J. (2000). Turning „play” into „work and „work” into „play”: Twenty-five years of research on intrinsic versus extrinsic motivation. In C. Sansone & J.M. Harackiewicz (Eds), Intrinsic and extrinsic motivation: The search for optimal motivation and performance (pp 257-307). San Diego: Academic Press
Lepper, M.R., Sethi, S., Dialdin, D, & Drake, M. (1997). Intrinsic and extrinsic motivation: A developmental perspective. In S.S. Luthar (Ed), Develop,ental Psychopathology: Perspectives on adjustment, risk, and disorder (pp. 23-50). New York: Cambridge University Press
Lillard, Angeline Stoll (2007). Montessori. The Science Behind the Genius (152-191). Oxford University Press.
Polecam też wpisy: http://bycblizej.pl/2015/09/10/pochwaly-temat-rzeka/
http://dzielnicarodzica.pl/42117/27/artykuly/chodziak/wychowanie/Nagrody_sa_zle
http://agnieszkastein.pl/o-pochwalach/
http://psycnet.apa.org/index.cfm?fa=buy.optionToBuy&uid=2013-05731-001
uważam, że powiedzenie córce jesteś dla mnie najpiękniejszą dziewczynką na świecie wcale nie zaniży jej samooceny, wręcz przeciwnie – wie, że jest kochana i czuje to
to tak jak w miłości dwojga dorosłych, niby wiemy że nas partner kocha, a jednak miło to codziennie słyszeć, jak nie słyszymy tego przez dłuższy czas to różne rzeczy do głowy człowiekowi przychodzą.
Oczywiście. Jeśli komunikujemy, co w danej chwili czujemy wobec dziecka i nie jest to próba wywarcia jakiegoś zamierzonego wpływu na dziecko, to nie jest to pochwała. Pochwała ma miejsce wtedy, gdy mówimy coś miłego. bo chcemy osiągnąć w ten sposób jakiś założony przez nas cel. Oczywiście, że bardzo ważne jest, by mówić takie rzeczy! Obyśmy wszyscy mieli taką postawę! Pozdrawiam serdecznie.
Nie wiem czy pochwaly zawsze zanizaja samoocene ale w moim wypadku tak bylo. Mama zawsze chwalila mnie, ze pieknie rysuje ( jestem uzdolniona plastycznie) a ja mimo tego ( albo wlasnie dlatego) nie wierzylam do konca we własne mozliwosci. Obawialam sie, ze nie sprostam oczekiwaniom mamy wiec balam sie probowac w konsekwencji czego nie rozwinelam swojego talentu w takim stopniu w jakim moglabym gdybym nie miala takich obaw. Poza tym uzaleznilam sie od pochwal i kiedy nikt nie pochwalil mnie za rysunek uwazalam, ze jest brzydki i darlam go. W takim wypadku po czasie dowiadywalam sie, ze rysunek bardzo sie podobal ale ja juz w to nie wierzylam. Teraz ogladam moje rusunki z dziecinstwa i nie moge wyjsc z podziwu jak bylam uzdolniona i nie moge uwierzyc, ze myslalam inaczej. Zaprzepascilam niestety talent i do tej pory nie lubie rysowa a kiedys bylo to moje ulubione zajecie
Bardzo dziękuję za ten komentarz. Mechanizm pochwały jest dokładnie taki – niszczący. Nie zgadzam się tylko co do zaprzepaszczenia talentu. Talentu nie da się zaprzepaścić. Można go rozwijać wcześniej lub później. Skala czasowa nie odgrywa tu aż takiej roli. “Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem,” tylko sięgnąć po kartkę, ołówek, kredki, farby i odkopać talent. Pozwolić mu rozkwitnąć! Tego gorąco Ci życzę i z całego serca trzymam kciuki!!! Serdecznie pozdrawiam!!!
Myślę, że wybór łatwiejszego obrazu był podyktowany chęcią otrzymania kolejnej pochwały. Łatwiejszy obraz dawał większe prawdopodobieństwo otrzymania nagrody 😉
Racja! Pozdrawiam.
a jak podnieść samoocenę dziecka, które ma ją poniżej przysłowiowego 0? roczne wizyty u psychologa (pomimo iż pani psycholog podobno zakończyła terapię) nic nie pomogły, z dnia na dzień jest coraz gorzej i zakończenie edukacji w szkole podstawowej nic nie zmieni – dziecko pójdzie dalej i będzie się coraz bardziej wszystkiego bało
Ostatnimi czasy zgłębiam wiedzę psychologiczną, a ponieważ niedawno zostałam rodzicem, zajęłam się głównie tematyką wychowawczą. Tak oto wpadłam na metodę Montessori i trochę się zagubiłam… Z jednej strony słucham wykładu pewnej pani psycholog o tym jak ważne są pochwały i jak działają motywująco, z drugiej strony czytam ten wpis, dostarczając sobie sprzecznych informacji i robiąc mętlik w głowie. Musiałam naprawdę długo pomyśleć i parę razy przeczytać artykuły z Pani strony, żeby wszystko sobie poukładać. Doszłam do pewnych wniosków. Z poglądami owej psycholożki zupełnie nie mogę się zgodzić. W wielkim uproszczeniu, mówiła o nagradzaniu dziecka jakimiś naklejkami i dawaniu nagród za wykonanie takich czynności jak np. mycie zębów, a w przedszkolu tworzeniu tablic motywacyjnych, gdzie daje się gwiazdki za dobre sprawowanie. Dla mnie jest to nakierowywanie dziecka na zewnętrzną motywację i wpychanie go w wyścig szczurów, co nie sprawdza się w dłuższej perspektywie czasu. Z drugiej strony, czytając Pani wpisy przypomniała mi się teoria Gary’ego Chapmana o językach miłości, której jestem ogromnym zwolennikiem i myślę, że każdy rodzic (i nie tylko) powinien ją poznać, choć oczywiście nie trzeba się z nią zgadzać. W skrócie, aby drugi człowiek (dorosły lub dziecko) wiedział, że go kochamy musimy przemówić w jego języku miłości i jednym z tych języków są właśnie słowa, czyli komplementy, pochwały, itp. To oznacza, że są dzieci, które tych pochwał wręcz potrzebują, by czuć się kochanym, a to przekłada się na tworzeniu dobrej relacji z rodzicami. Mogę się zgodzić, że pochwały bywają czasem nadużywane, ale nie traktowałabym ich jako czyste zło. Jest jeszcze jedna rzecz, która bardzo nie spasowała mi w Pani wpisie. Przytoczyła Pani historię pewnej rodziny z problematycznym dzieckiem i od razu wysnuła wnioski, że jest to wina pochwał. Psycholog Magdalena Sękowska w wykładzie “Jak wzmacniać poczucie wartości u dzieci” (dostępny na YouTube) opowiada o podobnych przypadkach, jednak jej praca sprowadza się do wizytacji w domu, długiej obserwacji funkcjonowania rodziny, analizy i dopiero wyciągania wniosków. Podawanie przyczyny problemu, przy pominięciu tych wcześniejszych etapów jest dość nieprofesjonalne i może wprowadzać rodziców w błąd.
Bardzo dziękuję za ten ciekawy komentarz.