Teza główna: dziecko do 6 roku życia uczy się w sposób wyjątkowy i niepowtarzalny: ma absorbujący umysł. Tak jak gąbka chłonie wodę, tak ono chłonie wrażenia i bodźce ze świata zewnętrznego. Dziecko uczy się samo, poprzez to, co my nazywamy zabawą, która tak naprawdę jest jego pracą.
Tezy poboczne, choć równie ważne: 1) dziecko uczy się od chwili narodzin 2) skoro dziecko uczy się samo, poprzez absorpcję bodźców ze środowiska, należy przygotować mu odpowiednie otoczenie, by nastąpiło uwolnienie jego badawczo-eksperymentalnej i twórczej energii 3) pracując/bawiąc się, dziecko stosuje zasadę maksymalnego wysiłku. Dziecko jest niezwykle pracowite. Kocha wysiłek!
W poprzednim wpisie ustaliliśmy, że małe dziecko nie jest „bezmózgową marchewką,” czy li tylko słodziutkim maluszkiem. https://czasnamontessori.pl/slodziak-czy-naukowiec-w-kolysce
Dysponuje ono umysłem potężniejszym niż najlepszy z możliwych komputer, a jego aparat poznawczy to aparat poznawczy naukowca. Pasją dziecka jest uczenie się i doskonalenie się. Od chwili narodzin dziecko zaczyna niezwykle intensywny trening swych władz poznawczych i całego ciała wraz ze wszystkimi zmysłami. Jest to fascynujący proces. To, co często określamy lekceważąco „zabawą” dziecka to „rodzaj badawczego programu eksperymentalnego:” dziecko obserwuje konkretne doświadczenie, stawia hipotezę, poddaje ją testom i przyjmuje ją, bądź odrzuca. Często poddaje ją modyfikacjom. W stawianiu hipotez i nieszablonowym myśleniu dzieci biją na głowę dorosłych. Nie są zorientowane na cel, tak jak my, dorośli. Interesuje ich natomiast proces.
Alison Gopnik, jeden z największych autorytetów na świecie, jeśli chodzi o naukowe badania nad dziećmi podkreśla, fakt, iż małe dzieci cały czas przyjmują bardzo wiele informacji z wielu źródeł naraz. Zaglądając w ich mózgi, widzimy, że zalewane są one neurotransmiterami, które sprawiają, że umysł jest bardzo chłonny, absorbujący i plastyczny. Dzieci nie wykształciły w sobie jeszcze struktur hamujących. Przez to, małe dzieci czują się tak, “jak my, dorośli, gdy się zakochamy, po raz pierwszy znajdziemy się w Paryżu i jesteśmy po trzech podwójnych espresso. Wtedy wszystko jest nowe, a nasza świadomość ulega rozszerzeniu.” (cytat z Alison Gopnik)
Tymczasem we Włoszech ponad 100 lat temu włoska lekarka, profesor antropologii Uniwersytetu w Rzymie, jedna z najznamienitszych osobowości naukowych świata psychologii i pedagogiki naukowej, Maria Montessori postawiła tę samą tezę na temat szczególnego sposobu, w jaki uczy się małe, tj. do 6 roku życia, dziecko. Oznajmiła ona, po 30 latach obserwacji, że do 6 roku życia dziecko uczy się w sposób wyjątkowo intensywny, poprzez absorbujący umysł.
Montessori wskazała na fakt, iż w tym czasie dziecko przechodzi głęboką transformację. Posiadając absorbujący umysł i wraz z nim potężne mechanizmy uczenia się, przechodzi ono z etapu leżącego oseska, który dopiero z czasem nauczy się podnosić główkę i przetaczać się z pozycji „na plecach” do pozycji „na brzuch” w biegające, podskakujące, i do tego uformowane pod względem osobowości dziecko. Skoro aż tyle się dzieje w ciągu tych sześciu formatywnych lat, Montessori postulowała konieczność „edukacji od urodzenia,”gdyż „wielkość osobowości dziecka zaczyna się w chwili urodzin.”
Edukacja od urodzenia…Czy to nie przesada? A może kolejny zabieg, żeby nam, rodzicom wyrwać parę przysłowiowych groszy z kieszeni…
Maria Montessori wyraźnie sprecyzowała, o jaki rodzaj edukacji jej chodzi: edukacji, ale nie tej “szkolnej”, w której zwykle chodzi o transmisję wiedzy rozumianej jako zbiór danych, czyli to, co jesteśmy w stanie wygooglować w kilkadziesiąt sekund, a edukacji, która wspomoże życie w dziecku, czyli pomoże rozwinąć mu jego aparat poznawczo-badawczy. W tym celu rolą nas, dorosłych jest przygotować dziecku odpowiednie otoczenie, dostosowane do poszczególnych etapów jego rozwoju. Dlaczego? Gdyż „edukacja nie jest czymś, co robi nauczyciel. Jest to naturalny proces, który rozwija się spontanicznie w każdym człowieku. Nie odbywa się on poprzez słuchanie słów, a poprzez działanie dziecka w konkretnym środowisku.” (Maria Montessori, „Absorbujący umysł”)
Dziecko posiada absorbujący umysł. Absorbuje ze środowiska wszystko, jak gąbka, która wchłania wodę. Wszystkie wrażenia ze świata zewnętrznego przechodzą do dziecka jakby na zasadzie osmozy i stają się jego częścią. W języku współczesnych naukowców, dziecko „zalewane jest neurotransmiterami. Nie ma w sobie mechanizmów hamujących.”
Skoro dziecko do 6 roku życia ma absorbujący umysł i uczy się SAMO, poprzez absorbcję bodźców ze środowiska zewnętrznego, to ważne jest, byśmy ze szczególną uwagą zadbali o optymalne warunki do rozwoju, by dziecko mogło uczyć się samo. Bez odpowiednio przygotowanego otoczenia, dziecko nie rozwija W PEŁNI swojego potencjału.
Dziecko uczy się samo. Jak to udowodnić? Najlepiej na przykładzie absorpcji języka. Opanowanie nowego języka to nie lada wyzwanie dla nas, dorosłych. Jest to spore osiągnięcie intelektualne, do którego potrzebujemy nauczyciela, podręczników, nagrań, samouczków, itp. Tymczasem dziecko SAMO uczy się języka/języków, którym(i) jest otoczone. Używa poprawnie czasowników, rzeczowników, konstruuje zdania. Zna zawiłości gramatyki. Poznało, tyle że w sposób nieświadomy, zasady gramatyczne i umie je zastosować. Ile operacji myslowych musiało zajść w umyśle „malucha,” ile nowych połączeń synaptycznych zostało stworzonych. Ile determinacji i wysiłku, codziennej absorpcji i ćwiczeń musiało kosztować dziecko, by wchłonąć język i zacząć się nim skutecznie posługiwać.
„To tak, jakby w każdym dziecku mieszkał niezwykle wymagający nauczyciel. Nauczyciel doskonały, skoro osiąga on w każdym dziecku, niezależnie od strefy geograficznej, ten sam efekt, mniej więcej w tym samym czasie,” pisała Montessori. Jedyny język, którym posługujemy się DOSKONALE to nasz rodzimy język, czyli ten, którego nikt nas nie uczył. Podobnie, nikt nie uczy małego dziecka rozpoznawać twarzy osób mu bliskich, a dziecko radzi sobie z tym doskonale. Rozpoznaje też przedmioty znajdujące się wokół niego. Zna ich zastosowanie. Tak samo jest z chodzeniem. Istnieje jakiś wewnętrzny zegar w każdym dziecku, który, gdy wybija godzinę: CHODZIĆ, dziecko stawia pierwsze kroki.
Ku ogromnemu zaskoczeniu Montessori, dziecko uczy się pisać i czytać, a następnie asymiluje pewne zasady botaniki, zoologii i matematyki również poprzez absorpcję odpowiednio przygotowanych bodźców ze środowiska. Samo. Bez nauczyciela, który stoi nad nim z ćwiczeniówką. Przy założeniu, że dziecko ma do dyspozycji tzw. przygotowane otoczenie i jest w tzw. fazie wrażliwej na rozwój tych umiejętności, co oznacza, że jest ono NATURALNIE, SAMO Z SIEBIE nimi zainteresowane (niebawem wpis o eksplozji czytania i o tym, jak wygląda przygotowane otoczenie do nauki pisania i czytania.) W Casa dei Bambini, czyli w Domu Dziecięcym, który Montessori otwarła w 1907 roku i do którego uczęszczało ponad 50 dzieci z biednych rodzin, gdzie panował analfabetyzm, wszystkie dzieci nauczyły się czytać i pisać zanim skończyły piąty rok życia. I nikt ich tego nie uczył!!! To zjawisko zaskoczyło samą Montessori. Gdy zaczęła je badać, odkryła, że wszystkie dzieci posiadają w sobie zdolność absorbowania kultury.
Dziecko rodzi się z potężnymi mechanizmami rozwojowymi, twierdzą współczesni naukowcy. Maria Montessori wskazywała na dokładnie to samo. Dziecko tworzy samo siebie, konstruuje samo siebie, mając do dyspozycji wewnętrznego nauczyciela, energię, którą nazywała „horme,” pchającą je do rozwoju. Na początku swej drogi „jest nikim,” ma do dyspozycji jedynie kilka odruchów. Nie ma nawet własnej woli. Tę też musi w sobie wykształcić. Od momentu narodzin dziecko podejmuje morderczą pracę i zaczyna formować siebie, budować siebie poprzez początkowo całkowicie nieświadome, z czasem coraz bardziej świadome wchłanianie bodźców ze środowiska. Obserwacja, imitacja, ćwiczenie, trening to jego narzędzia. To, co my nazywamy zabawą dziecka, jest jego pracą. Bardzo intensywną i precyzyjną. Dziecko jest zaskakująco wytwałe i skoncentrowane w swej pracy/zabawie. Nie chce jej przerywać dopóki nie zaspokoi konkretnej wewnętrznej potrzeby rozwojowej.
Wewnętrzny nauczyciel dziecka jest bardzo, bardzo wymagający. Dziecko jest mu całkowicie poddane i pracuje zachowując zasadę maksymalnego wysiłku. Tak!!! Bawiąc się, dziecko pracuje, dając z siebie wszystko. Ono szuka wysiłku. Nie stroni od niego, jak my, dorośli. Pracuje z radością, do nieprzytomności. Dosłownie. Pracuje aż zasypia z przepracowania. Musi naładować baterie. Stąd te częste drzemki.
To dlatego półtoraroczne dziecko CHCE popychać bardzo ciężkie przedmioty. Mało tego, ono dąży do tego, żeby się wysilać. Gdy zaczyna fazę wrażliwą na wspinanie się, będzie się wspinać z tzw. uporem maniaka. Gdzie się da. Nie dlatego, że jest niegrzeczne i chce nam przysporzyć kłopotu. Nie, ono ma potrzebę treningu mięśni i tym samym wewnętrznego treningu. Wychodząc naprzeciw tej potrzebie, pod wpływem OBSERWACJI, Montessori zaprojektowała specjalne schody, po których dziecko do woli może wspinać się i schodzić. Ile razy powtarza to intensywne ćwiczenie? Tyle razy, ile tego potrzebuje. Aż zabraknie mu siły. Moment ten zbiega się z momentem zaspokojenia jego wewnętrznej potrzeby rozwojowej.
Ta mordercza praca nad sobą, jaką wykonuje małe dziecko każdego dnia, nad stworzeniem siebie prawie z niczego, z zalążków możliwości, które są w nim ulokowane, zasługuje na nasz podziw i GŁĘBOKI SZACUNEK.
Chciałam zapytać w której publikacji Marii Montessori znajdę rozwinięcie tematu faz wrażliwych? Szczególnie interesuje mnie rozwinięcie tematu sekwencji zaintersowań dziecka (“dziecko uczy się pisać i czytać, a następnie asymiluje pewne zasady botaniki…”) oraz “horme”.