Pamiętacie Code-a-Pillar? W poprzednim wpisie uzasadniliśmy, dlaczego gąsienica jest prawie bezwartościowa z punktu widzenia rozwoju dziecka (tu). Dziś o tym, dlaczego, my, rodzice będziemy chcieli ją kupić. Rzecz będzie o sprytnej strategii reklamowej producenta, który świetnie wykorzystał nasze rodzicielskie słabości i nasze rodzicielskie serca.
“Jeśli chcesz mieć “cudowne dziecko,” zacznij jak najwcześniej. A jeśli uda Ci się zainteresować dziecko gąsienicą Code-a-Pillar od firmy Fisher Price, sprawisz, że twój maluch zamieni się w specjalistę od komputerów.” “Zabawka dla AMBITNYCH rodziców.”
Czy te słowa nie brzmią dobrze? Mnie brzmiały bardzo dobrze do chwili, gdy zajrzałam pod ich gładką powierzchnię. Pod tym z pozoru niewinnym chwytem reklamowym (tu) kryją się zabójcze pułapki. Nie wiem, jak wy, ale ja, mając małe dzieci, nieraz w nie wpadałam.
Pułapka nr 1: infekujemy dzieci nerwowym lękiem o przyszłość.
Wszyscy wiemy, że specjaliści od komputerów znajdą intratną pracę, a tego chcemy dla naszych dzieci. Stabilizacji, dobrych zarobków, pewności zatrudnienia. Podświadomie obawiamy się o przyszłość naszych pociech i ta zagrywka marketingowa żeruje naszym lęku i niepokoju, utrwalając go.Dlaczego więc nie zakodować naszego dziecka tak, by zostało w przyszłości genialnym programistą… Tymczasem zamiast projektować dziecku przyszłość, lepiej jest być z nim “tu i teraz” i obserwować je, zwracając uwagę na to, co wzbudza jego największe zainteresowanie i przy jakich czynnościach skupia swą uwagę najbardziej.
Pułapka nr 2: zaszczepiamy w dzieciach brak samoakceptacji, kompleksy, porównywanie się z innymi, zabijając w nich indywidualność i ucząc konformizmu.
Kto by nie chciał, by jego dziecko okazało się “cudownym dzieckiem”? Byłoby wyjątkowe, niepowtarzalne, lepsze niż inni. Może by mu łatwiej było przejść przez życie…W końcu chcemy wszystkiego, co najlepsze dla naszych dzieci. Nosimy w sobie naturalną potrzebę, by nasze dziecko okazało się wyjątkowe i niepowtarzalne, ale przeoczamy fakt, że ONO TAKIE JEST. Każde dziecko jest wyjątkowe i niepowtarzalne, ale my chcemy, by ta wyjątkowość i niepowtarzalność była spektakularna, by “biła” innych po oczach.
Nosimy w sobie zaszczepiony nam w szkołach, często wzmacniany przez nasze domy mechanizm porównywania się do innych: “Basia ma same piątki, a ja nie. Nie jestem taka dobra jak Basia. Basia dostaje tyle uśmiechniętych buziek. Jest lepsza ode mnie. Pani ją chwali, a mnie nie. Basia wysiedzi całą lekcję w spokoju, a ja nie daję rady.” Od początku wdrażani jesteśmy w system, który powoduje, że chcemy być jak inni i dostrzegamy w sobie wiele niedostatków. Nic dziwnego. Nie “dorównamy innym,” bo jesteśmy inni. I jest to dla nas bardzo dobra wiadomość!!! Nie musimy nikomu dorównywać. Każdy z nas jest indywidualny i niepowtarzalny. Każdy z nas ma swój jednostkowy potencjał.
Tymczasem, porównując się z innymi, przykładamy do siebie nieadekwatne kategorie, które wyrządzają nam krzywdę. Oceniamy się według niewłaściwych dla nas skal i ten sposób funkcjonowania przenosimy na nasze dzieci. Nie jesteśmy nauczeni doceniania własnej indywidualności i przez to bywa, że nie umiemy docenić indywidualności naszych dzieci. Nieświadomie, niszczymy indywidualność naszych dzieci, porównując je do innych.
“Wiki już dawno chodzi. Twoja jeszcze nie?;” “Krystianek płynnie czyta! Twój nie czyta jeszcze? Ojej, to musisz się martwić…” I tak Wiki wyrasta pod rodzicielskim przymusem, by być “naj.” Podobnie Krystian. A co, gdy pojawi się dziedzina, w której Wiki i Krystian nie będą “naj?” Czy muszą być “naj,” by zasłużyć na nasz szacunek, miłość i akceptację? Czy ja muszę być “naj” we wszystkim? Czy Wiki i Krystian nie będą wyjątkowo podatni na to, by w przyszłości stanąć do tzw. “wyścigu szczurów” zamiast szukać własnej drogi? A może Wiki nie chce być “drugim Einsteinem,” a Krystian nie odnajdzie się w skórze Zuckerberga.
Nieraz słyszałam w szkole od uczniów: “Proszę pani, czy dostanę dziś jakąś piątkę, żeby mama się ucieszyła?” “Proszę pani, ja przecież muszę mieć świadectwo z paskiem, bo nie pojadę na obóz piłkarski.” Bywało też, że przychodzili do mnie rodzice, informując mnie, że ich dziecko jest najlepsze i to ze wszystkiego. “Biedne dzieci,” myślałam sobie z przejęciem, “zamiast rozwijać się we własnym tempie, w dziedzinach, które najbardziej je pociągają i cieszyć się życiem, dzieciństwem, muszą spełniać nie dość że wymagania szkoły i z góry narzuconych systemów nauczania, to jeszcze udowadniać rodzicom, że są ze wszystkiego najlepsze.” Przecież wszyscy mamy tak, że pewne umiejętności przychodzą nam łatwiej, a inne trudniej. Nie wszystko musi nas interesować. To po co narzucać dziecku ciężar bycia geniuszem, czyli bycia lepszym, zdolniejszym niż inni? Dziecko też człowiek.
Porównując dziecko do innych, czy to w duchu “moje dziecko jest lepsze niż reszta,” czy w duchu “dlaczego nie przyniosłeś dziś piątki? Inni mogą, to Ty też,”zaszczepiamy w nim poczucie winy, kompleksy, że nie spełnia oczekiwań rodziców i przekonanie, że coś z nim jest ORGANICZNIE nie tak.
Czyli de facto: “Chcesz mieć cudowne dziecko – kup Code-a-Pillar. Zapomnij o tym, że Twoje dziecko ma swój własny, niepowtarzalny plan i kalendarz rozwoju i zaprogramuj je tak, by zostało w przyszłości programistą, a kupisz sobie chwilę wytchnienia od troski o jego przyszłość. Kup Code-a-Pillar i daj mu szansę, by wygrało wyścig o nagrodę “Jestem NAJ”. Producenci zabawek dobrze znają meandry naszego rodzicielskiego myślenia i wiedzą, jak uderzyć w nasze najsłabsze i najczulsze punkty.
Pułapka nr 3: szantaż
Code-a-Pillar określana jest jako zabawka dla AMBITNYCH rodziców. Stwierdzenie to działa na nas podprogowo: Jeśli jesteś rodzicem “ambitnym,” kupisz Code-a-Pillar. Nie kupisz Code-a-Pillar, brak ci ambicji. Chcesz, żeby wyszło na to, że nie jesteś ambitnym rodzicem? Bo ja nie…
Zobaczcie, ile wypaczeń karmimy, łykając ten sprytny marketingowy haczyk…
Działania marketingowe firm wielu produktów próbują wręcz wymuszać na nas sztuczną ambicję szczególnie gdy chodzi o dzieci. Nie od dziś wiadomo, że wielu rodziców pokłada swoje niespełnione marzenia, czy wspomniane ambicje w dzieciach wysyłając je na wszystkie możliwe zajęcia, kupując abstrakcyjne zabawki bez żadnego pomysłu.
Ale jest jeszcze grupa rodziców, która próbuje zarazić swoje dzieci własnymi zainteresowaniami, tak jak ja. Jestem programistą i z technologiami IT mam do czynienia od najmłodszych lat. Dlatego też uważam, że zabawka Code-a-Pillar jest świetnym wyborem, ale trzeba umieć się nią bawić i ważny jest tutaj rodzic, aby dawać kolejne wyzwania. To też oczywiście może dać pewną odpowiedź, czy dziecko będzie chciało podążać tą ścieżką co rodzić 🙂
Przyznam, że po przeczytaniu obydwu artykułów ma Pani sporo racji, ale do zakupu tej zabawki kompletnie nie brałem pod uwagę działań marketingowych, nawet nie czytałem opisów na oficjalnej stronie fisherprice, ale uważam, że nie należy tej zabawki całkowicie skreślać, bo umiejętne jej wykorzystanie może sprawić wiele radości i pożytku. Tak samo jak Lego Boost, czy mindstorms lub inne tego typu projekty.
Zabawki należy kupować wtedy, gdy stwierdzimy, że są one wartościowe. Nie należy wydawać pieniędzy na coś bez wartości. Kupowanie zabawek wymaga poświęcenia czasu. Pozdrawiam serdecznie.
Tak!